Strona główna Radio Elbląg
Posłuchaj
Pogoda
Elbląg
DZIŚ: 14 °C pogoda dziś
JUTRO: 22 °C pogoda jutro
POSŁUCHAJ

,,Dziady” Pawła Goźlińskiego

„Dziady” to nowa powieść Pawła Goźlińskiego o tytule nawiązującym wprost do arcydramatu Adama Mickiewicza. Nie tylko literatura, ale cała nasza kultura współczesna – wbrew manifestom rozmaitych zbuntowanych artystów – nadal tworzy się w kontekście romantyzmu, żyje w jego kompleksach, rozwija pod romantyczną presją. Romantyzm w naszych głowach jest wyjątkowo odporny na upływ czasu i stąd wiele nawiązań o rozmaitym stopniu aspiracji artystycznych. Przykładem choćby „Matka Makryna” Jacka Dehnela, opowiadająca o słynnej XIX-wiecznej hochsztaplerce, genialnie manipulującej ludźmi i ich ówczesną „wrażliwością romantyczną”.

Byłem i jestem zachwycony poprzednią powieścią Pawła Goźlińskiego, zatytułowaną „Jul”, jedną z najbardziej niedocenionych książek ostatnich lat. Jest to stylowy, wysmakowany kryminał historyczny, rozgrywający się w połowie XIX wieku w Paryżu, w środowisku polskiej emigracji po powstaniu listopadowym. Choć napisany prawie niestylizowaną dzisiejszą polszczyzną, sprawia wrażenie oryginalnej relacji z tamtych lat, intryguje, zadziwia znajomością topografii, przekonuje realiami. Kto z Państwa jeszcze nie przeczytał – zachęcam.

„Dziady”, najnowsza powieść Goźlińskiego, to już jednak inna rzecz, choć odnoszona do tej samej epoki i do cechującego nas, Polaków, romantycznego mesjanizmu. Również kryminał, ale rozgrywa się współcześnie. Kryminał, ale z przenikającymi się i zaskakującymi czytelnika chwytami, typowymi dla różnych odmian dzisiejszych powieści.

Jak to jest być trupem? – czytamy w jednym z monologów. – Leży się, jak zawsze leżą trupy, ciężko, po trupiemu. Tak by napisał Tołstoj. No i o twarzy by napisał. Że u trupa piękniejsza jest niż u żywego. Że ulga po męce żywota rozjaśniła mu rysy. A może tak właśnie napisał?

Bohater po postrzale w głowę traci pamięć i usiłuje odtworzyć swoje życie na podstawie śladów zostawionych w internecie. Potem ktoś, zidentyfikowany następnie jako Król Duch, oczywiste przywołanie Słowackiego, usiłuje zrobić krwawy porządek wśród salonowych elit przez jednych Polaków podziwianych, przez innych otaczanych pogardą. Nazwiska ofiar są jak najbardziej autentyczne, to m.in. blogerka modowa Kasia T., Tadeusz Sznuk, profesor Mikołejko, Maciej Nowak i Olga Tokarczuk. Trochę takie „autorskie oko” do czytelnika nawet szokuje, ale nie bardzo; nie jest też zabiegiem pionierskim. Zupełnie niedawno Jarosław Klejnocki opatrywał bohaterów swoich kryminałów nazwiskami znanych pisarzy różnych epok, a samego mordercę nazwał swoim.

Ale ogólnie „Dziady” Goźlińskiego nie przypadły mi do gustu. Z powieści zdaje się wynikać uniwersalna metafora walki polskiej „duszy anielskiej” z równie narodowym „czerepem rubasznym”. Przy okazji ciekaw jestem, jak mocno Juliusz Słowacki zostałby zhejtowany na portalach, gdyby dziś użył takich określeń na nasze podziały, wojny i wojenki. Jednak akcja „Dziadów” rozrasta się nadmiernie aż do utraty orientacji, myli się zbyt wielka liczba postaci, traci wyrazistość już nie tylko finał całej intrygi, ale też wynikające z niego przesłanie.

Po lekturze „Dziadów” Pawła Goźlińskiego jedno tylko jest pewne – że to ambitna literatura gatunkowa coraz bardziej przejmuje obowiązek mówienia nam o nas samych, ten sam, którego nie potrafiły wypełnić do końca ani erudycyjne powieści, ani romantyczna poezja.

Włodzimierz Kowalewski

(łw)