Mija 50 lat od złotego medalu olimpijskiego polskich piłkarzy
Dziś mija 50 lat od olimpijskiego triumfu drużyny trenera Kazimierza Górskiego. 10 września 1972 roku w finale turnieju igrzysk w Monachium biało-czerwoni pokonali Węgrów 2:1. To jeden z największych sukcesów w historii polskiego futbolu.
Drogę po złoto polski zespół rozpoczął od zwycięstwa nad Kolumbią 5:1. Później pokonał Ghanę 4:0 i NRD 2:1. Na inaugurację drugiej rundy grupowej zremisował z Danią 1:1 i kluczowy był mecz ze Związkiem Radzieckim. Choć do przerwy rywale prowadzili 1:0, to po golach Kazimierza Deyny i Zygfryda Szołtysika biało-czerwoni wygrali 2:1. Awans do finału przypieczętowali gromiąc Marokańczyków 5:0.
Zawsze podkreślam, iż spotkanie z ZSRR było najtrudniejsze w igrzyskach. Triumf dodał nam skrzydeł i pozwolił uwierzyć, że możemy osiągnąć coś wielkiego
– wspomniał po latach Lubański.
Finał na Stadionie Olimpijskim w niedzielę 10 września 1972 roku oglądało 60 tysięcy widzów. Piłkarzom grę utrudniał padający deszcz. Tuż przed przerwą prowadzenie zapewnił Węgrom Bela Varadi. Po dwóch minutach drugiej połowy był remis, a w 68. minucie Kazimierz Deyna zdobył drugiego gola w tym meczu i przechylił szalę zwycięstwa na stronę biało-czerwonych.
Była to dopiero druga wygrana z Madziarami w 19. meczu w historii. Kapitanem polskiej jedenastki był wówczas Włodzimierz Lubański, ale pierwsze skrzypce grał Deyna, który z dorobkiem dziewięciu bramek został królem strzelców turnieju olimpijskiego.
Polacy w finale zagrali w składzie: Hubert Kostka – Zbigniew Gut, Jerzy Gorgoń, Lesław Ćmikiewicz, Zygmunt Anczok – Zygfryd Szołtysik, Jerzy Kraska, Kazimierz Deyna (77-Ryszard Szymczak), Zygmunt Maszczyk – Włodzimierz Lubański, Robert Gadocha.
Trenerem reprezentacji był Kazimierz Górski, a jego asystentem Jacek Gmoch.
Olimpijskie złoto stało się początkiem „złotej ery” polskiego futbolu. Bez sukcesu w Monachium, nie byłoby prawdopodobnie trzeciego miejsca w mistrzostwach świata dwa lata później, również na niemieckich stadionach. A decydujące spotkanie z Brazylią (1:0) polska jedenastka także rozegrała na szczęśliwym obiekcie w stolicy Bawarii.
„Przegląd Sportowy” z 11 września 1972 roku zamieścił wrażenia uczestników olimpijskiego finału pod znamiennym tytułem „Jak długo na Wawelu…”.
W szatni polskiego zespołu – jak relacjonowała gazeta – „stare chłopy płakały jak panienki…”. Zawodnicy, trenerzy, działacze i dziennikarze śpiewali chórem hymn kibiców „Jak długo na Wawelu… i Zwycięży Orzeł Biały…”.
Lubański zaimprowizował własny tekst, który mówił o tym, że „zwyciężyła nasza kadra, bo się nauczyła grać”, a potem krzyknął: „Chłopcy! Mazurek na stadionie! Przeżyć to i kończyć karierę…”. Natomiast Robert Gadocha przypomniał mu: „A mówiłem ci przed meczem, że wygramy 2:1”. Z kolei Deyna, w swoim stylu, powiedział: „Strzeliłem dwie, a mogłem strzelić trzecią”. Chwilę później kapitan zarządził: „Chodźcie, nie dajcie czekać tym medalom”.
Medale wręczył im przewodniczący MKOl Avery Brundage. Gdy zeszli z podium, podbiegli w kierunku trybun, gdzie – mimo deszczu i późnej pory – siedzieli najwierniejsi polscy kibice, by podziękować za doping.
Po latach Lubański pytany przez PAP o pierwsze skojarzenia z igrzyskami w Monachium, odparł, że było to widowisko wyjątkowe nie tylko ze względów sportowych, ale także emocjonalnych.
Mam na myśli zamach terrorystyczny na izraelskich sportowców. Wpłynął on zarówno na dalszy przebieg imprezy, jak i na nas. Było bardzo nerwowo.
Zamach miał miejsce na dzień przed spotkaniem biało-czerwonych ze Związkiem Radzieckim.
Pojechaliśmy na mecz, nie wiedząc, czy igrzyska nie zostaną przerwane. Ostateczna decyzja nie była jeszcze podjęta. Na rozgrzewkę wychodziliśmy trzykrotnie. Kiedy w końcu dowiedzieliśmy się, że jednak gramy i zawody będą kontynuowane, poczuliśmy ulgę
– przyznał Lubański.
Jego zdaniem po zamachu wiele rzeczy diametralnie się zmieniło.
Nawet wioska olimpijska była inaczej wyposażona. Na każdym rogu stali uzbrojeni policjanci, a w drodze do restauracji towarzyszyła nam zawsze eskorta żołnierzy. Inna była też atmosfera. Brakowało naturalności i entuzjazmu. Ich miejsce zajęły refleksja i przygnębienie.
Trener Górski, pytany przez dziennikarzy o wrażenia po finale, powiedział:
Polscy piłkarze zasłużyli na złoty medal. Pokazali dobrą grę, zwłaszcza w drugiej połowie. Dokładnie zrealizowali założenia… Wszyscy potrafili zdobyć się na maksimum wysiłku… Rozegrali siódmy mecz i wykazali świetne przygotowanie. Wyróżnić trzeba całą drużynę, no i oczywiście szczególnie strzelca dwóch bramek, Deynę.
Sukces olimpijski odbił się szerokim echem w kraju. Piłkarze byli witani jak bohaterowie. 10 września ogłoszono w Polsce Dniem Piłkarza, przypominającym przez lata o tym wydarzeniu.
Otrzymaliśmy wiele odznaczeń i premii. Dla nas najważniejsze było jednak to, że osiągnęliśmy coś wiekopomnego, czego nie dokonał nikt przed nami. Zapisaliśmy się w historii
– podsumował Lubański.
Kadra reprezentacji Polski na igrzyska w Monachium: Zygmunt Anczok, Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Deyna, Robert Gadocha, Zbigniew Gut, Jerzy Gorgoń, Andrzej Jarosik, Kazimierz Kmiecik, Hubert Kostka, Jerzy Kraska, Grzegorz Lato, Włodzimierz Lubański, Joachim Marx, Zygmunt Maszczyk, Marian Ostafiński, Marian Szeja, Zygfryd Szołtysik, Antoni Szymanowski, Ryszard Szymczak.
Redakcja: A. Niebojewska za PAP