Strona główna Radio Elbląg
Posłuchaj
Pogoda
Elbląg
DZIŚ: 0 °C pogoda dziś
JUTRO: 0 °C pogoda jutro
POSŁUCHAJ

60 lat temu urodził się Jacek Kaczmarski, poeta, autor i wykonawca ważnych dla kilku pokoleń Polaków piosenek

Jacek Kaczmarski. Foto: Tadeusz Koniarz/REPORTER

22 marca 1957 r. urodził się w Warszawie Jacek Kaczmarski, wykonawca „Murów”, „Obławy”, „Naszej klasy” i kilku setek innych ważnych dla kilku pokoleń Polaków piosenek.

Jackiem, od najmłodszych lat zajmowali się dziadkowie. Natomiast jego pochłonięci karierą zawodową rodzice, którzy byli plastykami, bez wątpienia zaszczepili w nim zamiłowanie do malarstwa. A babcia – do muzyki klasycznej.

Ukończył XV LO im. Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie, a w 1980 r. polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, pisząc pracę pt. „Postać Stanisława Augusta Poniatowskiego w poezji okolicznościowej jego epoki”. Oświecenie stanie się w późniejszym czasie silną inspiracją jego utworów.

„Kaczmarski od dziecka był kreowany na artystę, wychowywany na artystę i sam był artystą. W tym sensie jego młodzieńcza czy nastoletnia twórczość była bardzo ważna. Już w roku 1974, czyli mając zaledwie 17 lat, napisał swoją słynną „Obławę”” – powiedział PAP autor jego biografii Krzysztof Gajda.

Druga połowa lat 70. była okresem ożywionej działalności domów studenckich. Odbywało się wiele konkursów muzycznych – na jednym z nich, Kaczmarski poznał Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego, z którymi utworzyli artystyczne trio.

„Nagrali kilka wspólnych płyt. Ich twórczość została przerwana dramatyczną sytuacją w kraju. Kaczmarski został na emigracji we Francji, a Gintrowski i Łapiński wrócili do Polski. To, co po sobie pozostawili jest wartościowe, lecz po powrocie Kaczmarskiego, już nigdy pełna reaktywacja tria nie miała miejsca. (…) Każdy miał swoją drogę, ale na pewnym etapie stało się to ważne, że występowali wspólnie” – wyjaśnił Gajda.

Kaczmarski w wielu utworach porusza kwestię relacji polsko-rosyjskich – świadczą o tym m.in. „Jałta” i „Rejtan, czyli raport ambasadora”. Początkowa faza twórczości to fascynacja Włodzimierzem Wysockim – rosyjskim pieśniarzem, poetą i aktorem.

„Po spotkaniu z Wysockim w 1974 roku zrozumiałem, że piosenka nie jest jedynie umiejętnością napisania tekstu i skomponowania muzyki. Może być sposobem wyrażania najgłębszych, najbardziej podstawowych treści. (…) Myślę, że wszystko, co pisałem w latach 1974-78, było pod wpływem Wysockiego, zarówno w materii poetyckiej, jak i w sposobie wykonania” – mówił w wywiadzie dla Tygodnika Solidarność w 1990 r. Kaczmarski.

Jedna z popularniejszych piosenek Kaczmarskiego – „Obława” jest wolnym tłumaczeniem z Wysockiego. Bard zapożyczył sytuację, która ma miejsce w piosence, zmienił jej melodię i dostosował tekst do polskich realiów. Fascynacja kulturą rosyjską nie kończy się jednak na osobie Wysockiego. Utwór „Encore, jeszcze raz”, napisany został na podstawie obrazu Fiedotowa, natomiast „Rublow” opisuje postać rosyjskiego twórcy ikon, bazując na filmie Andrieja Tarkowskiego.

W 1978 r. Kaczmarski napisał słowa do melodii L’estaca, Katalończyka Lluisa Llacha. Utwór ten – wykonywany przez trio, jako finał programu poetyckiego o tej samej nazwie – stał się hymnem „Solidarności”, a ich autor stawiany niekiedy w jednym rzędzie z narodowymi wieszczami, okrzyknięty został – wbrew własnej woli – „bardem opozycji”.

Według Krzysztofa Gajdy twórczość Kaczmarskiego – jak każda wielka, ponadczasowa twórczość – miała wiele płaszczyzn „Jacek Kaczmarski nie ograniczył się do zaśpiewania kilku piosenek, które posłużyły w celach politycznych przez kilka lat. Był bardem „Solidarność”, w czasie, gdy było to bardzo potrzebne. (…) Czas mijał, a te pieśni nie traciły uniwersalności, bo utkane były z tkanki historycznej, nawiązań literackich i malarskich.”

Kaczmarski, jednak nie tylko „śpiewał, że blisko już świt” – jego rola w polskiej kulturze była zdecydowanie większa, albowiem twórczość autora „Murów” pełniła także funkcję edukacyjną.

„Jest nie nam dane żyć w wyjątkowym momencie podczas tysiąclecia istnienia polskiej państwowości, nie my akurat jesteśmy najważniejsi na świecie, tylko uczestniczymy w czymś, co ma swoje odpowiedniki, nie mówię analogie, dlatego, że przy wszelkich podobieństwach i łatwości aluzji Rosja, a Związek Radziecki to zupełnie coś innego. Natomiast w sensie ludzkim to są mechanizmy bardzo podobne i powtarzające się. I po to sięgnąłem nie tyle po historię, ile po obrazy o historii” mówił w rozmowie z Natalią Gorbaniewską w miesięczniku „Kontakt” w 1982 roku.

Na powstałym w 1981 r., a wydanym w 1991 r. nakładem wytwórni Pomaton albumie pt. „Muzeum”, znalazły się utwory, inspirowane polskim malarstwem historycznym. Były to m.in. wiersze stanowiące rozbudowane fabularnie opisy obrazów Jacka Malczewskiego – uwielbianego przez Kaczmarskiego malarza: „Zesłanie studentów” – wg obrazu o tym samym tytule, podobnie jak „Zatruta studnia”, „Wigilia na Syberii” oraz „Powrót z Syberii”. Na albumu trafiły również m.in. „Arka Noego” inspirowana Arrasami Wawelskimi, „Rejtan, czyli raport ambasadora” wg obrazu Jana Matejki „Rejtan”, „Stańczyk” wg obrazu Matejki „Stańczyk na balu” i „Pikieta powstańcza” wg obrazu Maksymiliana Gierymskiego.

„Możemy się od niego nauczyć wrażliwości na sztukę, historię, czytania współczesności przez historię, a przede wszystkim tego, że historia jest nauczycielką życia i pewne mechanizmy są powtarzalne. Kaczmarski zawsze starał się wpisywać doświadczenie jednostki w doświadczenie społeczeństw, a doświadczenie społeczeństw, w jakieś szersze doświadczenie historyczne. Należy pamiętać, że Kaczmarski jest autorem 650 pieśni. Antologia jego poezji liczy sobie 1000 stron” – mówił Krzysztof Gajda.

„To wymagało erudycji, oczytania, funkcjonowania w tym świecie literatury, kultury i myślę – sposobu tego funkcjonowania w sztuce, chciał nas uczyć Kaczmarski. Jestem przekonany, że dziś znajomość twórczości Kaczmarskiego – dogłębna i z kontekstami – może być podstawą bardzo porządnego wykształcenia humanistycznego” – podkreślił.

Kaczmarski nie ograniczał się jednak do opisywania przedstawionej na obrazie sytuacji. „Był twórcą zaangażowanym w swój czas, tworzył swoją wizję polskiej historii, jako nauczycielki współczesnego życia Polaków, przy czym historia ta jest opowiadana pędzlem wybitnych malarzy” – pisze w książce poświęconej malarskim interpretacjom Kaczmarskiego, Andrzej Kasperek.

We wspomnianej „Pikiecie powstańczej” oddaje Kaczmarski główną myśl malarskiego dzieła jak i jego niepokojący nastrój: „Patrz tam, Patrz tam, Kraj pod twoim kładzie się spojrzeniem, Patrz tam, Patrz tam, Nie bój się za własnym spojrzeć cieniem” – śpiewa Kaczmarski. Nie komentuje wydarzeń z punktu widzenia powstańca, lecz wciela się w postać dziada. Klęska powstania jest kwestią czasu: „Dziadem wędrownym jestem, Nic wam nie doradzę, Takich jak wy tłum jeszcze, W ziemię odprowadzę. Tak jest już stratowana, Że ciał nie osłania, Przeminiecie ja zostanę, Emisariusz trwania” – puentuje.

Artysta nie odrabia za nas lekcji historii, ale poprzez zwrócenie uwagi na pewne elementy obrazu oraz wprowadzenie narracji zachęca do dalszych, własnych poszukiwań. Analiza polskiego malarstwa historycznego to jedynie pewien fragment twórczości. Bard wiele swoich tekstów poświęcił malarstwu okresu oświecenia oraz romantyzmu, a także twórcom holenderskim (Pieter Bruegel Starszy, Hieronim Bosch).

Kaczmarski – pełen obaw – wrócił do Polski wiosną 1990 r. Jak sam przyznawał, związany był z „Solidarnościa?” z lat 1980-81, lecz „Solidarność´” okresu transformacji ustrojowej była dla niego zupełnie nowym, obcym tworem. W połowie maja wyruszył z dwugodzinnym programem w trasę koncertową odwiedzając m.in. Kraków, Warszawę, Poznań i Szczecin.

„Pełen był sprzeczności – z jednej strony przekonany o wartości tego, co robi, a z drugiej niepewny jak ludzie to odbiorą. Mimo, że miał ogromny dorobek, to nie wiedział, co ma zaśpiewać, aby mówiąc o swoim rozumieniu świata jak najwięcej, skupić uwagę publiczności podczas koncertu. Ludzie chcieli zazwyczaj słuchać piosenek, które znali: „Obławy”, „Naszej Klasy”, „Zbroi”. Z punktu widzenia Kaczmarskiego – jako artysty – one już się zdezaktualizowały. On jednak dalej tworzył – chociażby „Wojnę postu z karnawałem”, która w 1993 r. opisała rzeczywistość przemian w Europie i do dzisiaj pozostaje aktualna” – mówił Krzysztof Gajda.

W rozmowie z PAP, poeta i pieśniarz Andrzej Poniedzielski podkreślił, że Kaczmarski potrafił oddzielić życie sceniczne od prywatnego. „Prywatnie wspominam Jacka bardzo dobrze, bo nieraz w tym byciu scenicznym, człowiek zachowuje się różnie, tzn. czasem go to zajęcie tak pochłania, że później trudno wybić się na swobodę życiową – taką człowieczą. Wielu kolegów tak ma, że w zasadzie całą dobę jest na scenie. Jacek tak nie miał. Na tym polegała radość spotykania się z nim” – powiedział Poniedzielski.

Jednak, gdy pojawiał się na scenie – z ogromnym zapasem ludzkiej mądrości, a jednocześnie umiejętnością traktowania rzeczywistości z pewnym dystansem – ludzie lgnęli do niego. „Kiedyś bez jego wiedzy wybrałem się na koncert – już po jego powrocie z Australii. Jako tzw. prosty widz, nie przyznałem mu się, że jestem obecny. Bardzo to mocno przeżyłem, bo taka znajomość prywatna jest bez obciążeń, a tam na widowni miałem odczucie, że obcuję w prawdziwą literaturą – w najlepszym z możliwych tego słowa znaczeniu. Dobrze to wspominam i cieszę się, że na tym koncercie byłem. Jacek przywracał człowiekowi nadzieję” – mówił Poniedzielski.

O tym jak ważnym twórcą dla polskiej kultury był Jacek Kaczmarski świadczy także odzew społeczny, z jakim spotkała się informacja o poważnej chorobie artysty. Zwlekając z podjęciem decyzji o poddaniu się operacji, bard zmarł 10 kwietnia 2004 r. w Gdańsku. Nie pomogły alternatywne metody leczenia poza granicami Polski, podobnie jak zbiórki pieniędzy na organizowanych naprędce pomocowych akcji.

W swoich utworach mówił o czasach, w których żył, odwołując się do historii – jednak nie poprzez daty, postacie, a w sposób niebanalny i niedosłowny. Opisywał to, jacy byliśmy i jacy jesteśmy. „Gdy idziemy z głową obróconą w tył to nie dość, że nie zajdziemy daleko, to jeszcze znacznie opóźnimy marsz. Jacek jedynie zwracał uwagę na to, co miało miejsce kiedyś i to, co – uwaga – może mieć miejsce w przyszłości. Nie było w tym męczeństwa i takiego naszego płaczu narodowego. (…) Nie sądzę by do czegoś dążył, w sensie – zapamiętania go, jako „kogoś”. Był, żył, tworzył, ja się cieszę, że mi się udało w tym samym czasie być i żyć” – wspominał Poniedzielski.

Marek Sławiński (PAP)