Bartosz Konopka opowiada o „Krwi Boga”. Premiera 14 czerwca
Czy w świecie wielkich kontrastów można się dogadać? Dlaczego chrześcijaństwo nas uwiera, skoro tak wiele mu zawdzięczamy? Reżyser Bartosz Konopka opowiada o genezie „Krwi Boga”.
Pomysł na „Krew Boga” zrodził się z kilku inspiracji i jednego motywu. Motywem była chęć stworzenia czegoś własnego, ale też ciekawego dla widza. Inspiracjami? Odwieczny sprzeciw reżysera Bartosza Konopki wobec bezdyskusyjnych dogmatów i autorytetów. Potrzeba szukania dialogu i alternatyw, które mogą godzić różne pomysły na świat, a nie zaogniać konflikty. Fascynacja pokojowymi buntownikami – Chrystusem, Gandhim, Martinem Lutherem Kingiem i innymi. I wreszcie mądrość, jaką niesie w sobie milczenie, poszukiwanie skupienia wewnętrznego i oddziaływanie na ludzi obecnością, a nie pustymi słowami czy ideologią.
Reżyser Bartosz Konopka szukał formy, aż trafił na film o spotkaniu sacrum i profanum – „Valhallę. Mrocznego wojownika” Nicolasa Windinga Refna. „To była taka iskra, która spowodowała, że wszystkie pomysły, które wcześniej niezależnie dryfowały, nagle się poskładały w całość, dosłownie w ciągu paru dni. (…) Zastanawiałem się, w jakiej rzeczywistości chcę tę opowieść osadzić. Szukałem kontrastu pomiędzy duchowością i brutalnością. Chciałem skupić się czymś minimalnym: na relacji dwójki ludzi, a z drugiej strony pokazać okrutny świat na zewnątrz. (…) Chciałem umiejscowić akcję w świecie trudnym, prymitywnym, ale i pełnym duchowego uniesienia. W świecie wielkich kontrastów. Wybrałem się do średniowiecza” – wyjaśnił reżyser. „Ten film jest bardziej pytaniem o ponadczasową kondycję człowieka, niż historyczną narracją. Dlatego nie określamy gdzie i kiedy dzieje się akcja, mieszamy obyczaje, kostiumy, zależności. Uciekamy od konkretu. Szukamy rytuałów i mechanizmów wspólnych dla wielu kultur, dla różnych ludzi. (…) Nie chciałem naśladować przeszłości, raczej stworzyć jakąś metaforę, pewien symbol wspólnoty przedchrześcijańskiej” – zaznaczył.
Istotny dla Konopki okazał się też esej „Kultura jako źródło cierpień” Zygmunta Freuda – analiza tego, jak świat chrześcijański i kultura zachodnia, choć przyniosły wiele dobrego, wiele też zabrały. Choć rozważania głównego teoretyka psychoanalizy dla reżysera stały się okazją do krytycznego spojrzenia na religię i naszą cywilizację, to jego film nie jest głosem przeciwko Kościołowi. Jest raczej – jak podkreśla Konopka – opowieścią o tym, jak łatwo błądzić w relacji z Bogiem i jak trudno zrozumieć, co on do nas mówi. „Wierzę, że Bóg jest, że daje bezwarunkową miłość. Moja własna droga pokazała mi, że tylko on jest w stanie wypełnić pustkę egzystencjalną, której nie potrafi wypełnić żaden człowiek. We mnie takie przekonanie było zaszczepione w dzieciństwie, ale potem je zostawiłem” – mówi reżyser.
Jego zdaniem dwójka głównych bohaterów razem mogłaby stworzyć perfekcyjny tandem i przenosić góry. Jednak, jak dodał, „zamiast tego widzimy, jak to się powoli coraz bardziej rozbija właśnie pod wpływem pewnych odgórnie narzuconych zasad, ideologii”.
Czy dwoje ludzi jednej kultury, o podobnych potrzebach ale i ranach, potrafi się ze sobą porozumieć? Czy jesteśmy w stanie otworzyć się na inny system myślenia? Dlaczego tak wiele zawdzięczamy chrześcijaństwu, a ono mimo to nas uwiera? Odpowiedź w kinach od 14 czerwca.
Autor: Ł.A/Kino Świat
Redakcja: B.Świerkowska-Chromy