Woody Allen
Woody Allen kiedyś był moim ulubionym reżyserem, kiedyś czyli dosyć dawno, było to w latach 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku. Zawsze lubiłem dobre komedie a Woody wtedy nadawał ton współczesnej komedii, wskazywał w którą stronę powinna zmierzać ambitna komedia filmowa.
Acha bym zapomniał, piszę o Allenie bo właśnie skończył 80 lat, więc wszystkiego najlepszego, zdrowia, pomyślności, szczęścia w miłości, dobrych filmów życzę. Allen kręci jeden film rocznie, raz lepszy, raz nieco słabszy, prawie zawsze je oglądam, bo to przecież Allen, ale ostatnio często kręcę nosem w czasie projekcji.
Moim zdanie nie trzeba kręcić tak dużo filmów, bo pomysły, zwłaszcza dobre szybko się kończą. Ale jednak lubię Allena za to, że jest pracowity, nie wymądrza się, nie poucza widzów, regularnie dostarcza rozrywkowe filmy, dobrze zagrane, przez dobrych aktorów. Właśnie ci aktorzy, wszyscy o tym piszą i mówią, więc ja też. U Allena zagrali wszyscy ważni aktorskiego świata, no może poza Terminatorem. Pisałem już, że część filmów Allena bardzo lubię a część jakby mniej i mam swoją listę allenowskich przebojów, na miejscu pierwszym jest oczywiście „Manhattan”, dwójka „To bierz forsę i w nogi” następnie „Hannah i jej siostry”, potem „Zelig”, „Purpurowa róża z Kairu” a z późniejszego okresu: „Vicky Cristina Barcelona”, może „O północy w Paryżu”. To tyle i aż tyle bo proszę Państwa Allen nakręcił 50 filmów fabularnych więc wybór jest bardzo trudny i skomplikowany.
Allen to prawdziwy fenomen i absolutny wyjątek we współczesnej kinematografii, nie potrafię porównać Allena z innym twórcą. I chyba na tym polega jego wyjątkowość i chyba dlatego jesteśmy tak do niego przywiązani. Chociaż nie oczekujemy z zapartym tchem na jego kolejne filmy, to jednak je oglądamy a potem o nich myślimy i nawet rozmawiamy w kręgu przyjaciół, lub inaczej w kręgu osób zainteresowanych kinem.
Tak więc drogi Woody Allenie zdrowia i pomysłów.
Kinoman
(jhop/łw)