Roberto Santilli: Rzeszów to moja osobista klątwa
Po dwóch dniach od porażki w Rzeszowie z Asseco Resovią, na chłodno, komentarz trenera Indykpolu AZS Olsztyn.
Z Roberto Santillim rozmawiał Maciej Świniarski
R.S: W tym meczu Resovia świetnie zagrała w przyjęciu. Tu były dwa ważne elementy: przyjęcie i zagrywka. Zazwyczaj mamy lepszy stosunek trudnych zagrywek i dokładnego przyjęcia od rywali. Tu było odwrotnie. Do tego szykowaliśmy się na grę przeciwko Śliwce, który nie wystąpił z powodu urazu oraz zaskoczyli nas drugim rozgrywającym, na którego zupełnie nie byliśmy przygotowani. To absolutnie nie jest wymówka, ale fakty. Trzeba pamiętać, że ta liga jest niezwykle wyrównana. Nie ujmując nikomu – ZAKSA, która wygrywa mecz za meczem i dwie ostatnie drużyny, to inna klasa. Ale pozostałe drużyny, to zbliżony poziom i każdy może wygrać z każdym. To sprawia, że rywalizacja jest pasjonująca.
M.Ś: Sprawdził trener przed naszą rozmową w słowniku słowo „klątwa”. Wszystkich klątw AZS-u w tym sezonie nie przełamiecie...
R.S: Dokładnie. Mimo to jestem naprawdę zadowolony z początku sezonu. Zespół prezentuje się bardzo dobrze. Nie działamy, jak maszyna – mamy lepsze i gorsze dni, ale nie mam prawa narzekać. A co do Podpromia, to też moja osobista klątwa. Też nie pamiętam, kiedy tam ostatnio wygrałem. Zatrzymam to sobie na przyszły sezon.
Olsztyńska klątwa w Rzeszowie trwa od prawie 10 lat. Ostatni raz Akademicy wygrali z Resovią na Podpromiu ligowe starcie 15 marca 2008 roku.
Autor: M. Świniarski
Redakcja: K. Piasecka